FORTUNA

Android aplikacja

Valencia – Real Madryt. Nisko fruwające Nietoperze skazane na klęskę

W teorii nie ma co pochylać się nad zaległym meczem 12. kolejki, bo co może wydarzyć się w starciu między wiceliderem a przedostatnim zespołem LaLiga. Jeśli jednak weźmiemy pod uwagę, że piłkarze w Hiszpanii wracają po blisko dwutygodniowej przerwie, a Valencia nie powinna być tak nisko, być może wątpliwości będą wzrastać.

Należy przypomnieć sobie jeszcze jeden istotny fakt, czyli finał Ligi Mistrzów między tymi hiszpańskimi drużynami, gdzie zdecydowanie góra był Real, a także to, że Valencia zagrała także w kolejnym finale, także przegranym, tym razem przeciwko Bayernowi Monachium. Warto sięgnąć do historii, bo niegdyś Nietoperze należały do ważnych europejskich drużyn, ale z drugiej strony musimy zdać sobie sprawę, że było to równo ćwierć wieku temu, choć w 2004 roku sięgnęły wreszcie po europejskie trofeum, jakim był Puchar UEFA.

Zostawmy historię, fakty są takie, że Valencia musi w tym sezonie uchronić się przed spadkiem. Ostatni raz zdarzyło się to w 1986 roku, banicja trwała zaledwie rok, na początku XXI wieku zdarzyły jej się nawet dwa mistrzostwa. Obecne rozgrywki zaczęły się od czterech porażek i remisu, przełamanie nadeszło dopiero w starciu z Gironą (2:0), ale była to ledwie jedna z dwóch wygranych, bo komplet punktów udało się zdobyć jeszcze tylko przeciwko Realowi Betisowi. Sytuacja byłaby jeszcze gorsza, gdyby nie sześć remisów, z czego najwartościowszy był tym z Villarreal, które wówczas było wiceliderem. Oczywiście taki stan rzeczy spowodował, że zmieniono trenera, właściwie w Wigilię ze stanowiskiem pożegnał się Ruben Baraja (jako piłkarz zdobywca dwóch wspomnianych wyżej mistrzostw Hiszpanii), którego zastąpił Carlos Corberan, pracujący dotąd w angielskim drugoligowcu West Bromwich Albion. Nie został stamtąd wyrzucony, po prostu wykorzystał opcję powrotu do ojczyzny (kosztowało to około 3 mln euro), wcześniej prowadził Olympiakos Pireus oraz zdobywał nauki jako asystent w Leeds Marcelo Bielsy. Co ciekawe roszada na stanowisku trenera Valencii nastąpiła nie po przegranej, a po dwóch remisach z rzędu z zespołami także uwikłanymi w walkę o utrzymanie – Espanyolem i Alaves (1:1 i 2:2).

Nowy szkoleniowiec już na pierwszej konferencji powiedział, że nie chce słyszeć o spadku, przy czym dziennikarze nie omieszkali zauważyć, że przejął właśnie najgorszą Valencię w historii (to dosłowny cytat). Wiara szkoleniowca musi być wielka, bo podpisał umowę na 2,5 roku. Wraz z przyjściem Corberana nie zmieni się dyrektor sportowy, pozostanie nim Miguel Angel Corona, choć najwięcej zarzutów skomponowania najgorszego składu, jaki kibice widzieli, rzucanych jest właśnie w jego kierunku. Przypomnijmy, że przed sezonem tak naprawdę przyszedł tylko Luis Rioja z Alaves, bo reszta to wypożyczenia, której nie są jakimś niebywałym wzmocnieniem. Jakby kłopotów było mało, z powodu kontuzji od trzech kolejek nie grał gruziński bramkarz Giorgi Mamardashvili, który i tak jest już sprzedany do Liverpoolu, a odjedzie po zakończonym sezonie. Był to jedyny wpływ transferowy (30 mln euro), w drugą stronę ruchów było niewiele, więc nie wiadomo, czy Coronę ograniczały możliwości, czy był zbyt apatyczny na rynku.

W meczu na Mestalla i tak wszystkie oczy będą zwrócone na Real. Kiedy na początku sezonu wydawało się, że Barcelona jest na tyle rozpędzona, że trudno ją będzie zatrzymać (zwłaszcza po 0:4 na Bernabeu), okazało się, że zespół Hansiego Flicka i Roberta Lewandowskiego popadł w niemałe tarapaty. Skorzystały z tego oba madryckie kluby, zwłaszcza Atletico, które wygrało siedem ostatnich meczów z rzędu. Real zanotował wpadkę, jaką była przegrana z Athletic, ale i tak mocno trzyma się szczytu tabeli. Znacznie gorzej jest w Lidze Mistrzów, zdominowanej przez Królewskich przez lata, bo 20. miejsce w tabeli, ledwie dziewięć punktów w sześciu meczach mogą okazać się niewystarczające nawet do fazy play off. Największym problemem jest forma Kyliana Mbappe, który miast być gwiazdą pokroju Cristiano Ronaldo, stał się balastem w wielu ważnych spotkaniach.

Frustracja kibiców jest całkiem spora, choć mistrzostwo Hiszpanii z pewnością złagodziłoby potknięcia po drodze. Klub otwiera się przed fanami, podczas ostatniego treningu w 2024 roku do ośrodka Valdebebas przybyło aż sześć tysięcy kibiców. Wystawiono dla nich trofea, jakie Real zdobył w ostatnich miesiącach, byli też piłkarze z dawnych lat, a wszystko także po to, by przekonać kibiców, że celem jest nie tylko prymat w kraju, ale także wygranie Klubowych Mistrzostw Świata, które w zmienionej formule odbędą się w USA. Za triumf można zgarnąć około 100 mln euro, więc władze Realu zawczasu chciały nakreślić priorytety.

Na Mestalla zobaczymy Real w galowym składzie, niezależnie od klasy rywala nie ma miejsca na pomyłki. Zabraknie poważnie kontuzjowanych Daniego Carvajala i Eder Militao, coraz bliżej powrotu jest David Alaba, który już trenuje z zespołem. Po pauzie za kartki wraca Vinicius Jr, zatem Carlo Ancelotti ma naprawdę szerokie pole wyboru. Wśród gospodarzy obok wspomnianego Mamardashvilego zabraknie zawieszonego za żółte kartki Pepelu, a kontuzjowany jest Jose Gaya.

Szukając powodów, dla których Real nie wygra tego meczu pewnie i wysoko, warto wrócić pamięcią do niedawnych starć obu ekip na Mestalla. W pięciu ostatnich Królewscy wygrali tylko raz! I to właściwie tyle, bo jeśli przypomnimy sobie, że w starciach z czołówką w tym sezonie Nietoperze zdobyli tylko punkt na 18 możliwych przeciwko najlepszym drużynom ligi, pozbędziemy się ostatecznych wątpliwości. Piłka bywa przewrotna, zwłaszcza po świąteczno-noworocznej przerwie, ale nie tym razem.

Mój typ: 1:3.

Przypuszczalny skład Valencii: Dimitrievski – Foulquier, Mosquera, Gasiorowski, Rioja - Barrenechea, Guerra – Gomez, Almeida, Lopez – Duro.

Przypuszczalny skład Realu: Courtois - Vazquez, Rudiger, Tchouameni, Mendy - Camavinga, Valverde – Rodrygo, Bellingham, Vinicius - Mbappe.

Trwa wysyłanie kuponu...