FORTUNA

Android aplikacja

Real – Barcelona. Bitwa mocarstw, vol. 2

Wśród kibiców Królewskich nie jest w dobrym tonie poruszać szczegóły wydarzeń z 26 października ubiegłego roku. W Katalonii dokładnie odwrotnie – z dumą chełpią się, w jakim stylu łupnia dostał wielki Real Madryt i to na Bernabeu. A że życie bywa przewrotne, nastroje zmieniły się o 180 stopni. W niedzielę kolejna odsłona tej wielkiej bitwy mocarstw, której stawką jest Superpuchar Hiszpanii.

Tak jak tydzień temu we Włoszech, tak i teraz w Hiszpanii rozstrzygają się losy trzeciego pod względem istotności trofeum krajowego. I tak jak we Włoszech z udziałem czterech najlepszych drużyn poprzedniego sezonu – dwóch z ligi i dwóch z Pucharu Króla. Nie zmienia się również to, że walka o to trofeum odbywa się na Półwyspie Arabskim. Patrząc per analogiam warto wyrazić nadzieję, że to, co przeżyjemy w niedzielę w Dżuddzie, będzie tak samo ekscytujące jak starcie Milanu z Interem rozstrzygnięte w końcówce, z pięcioma golami jako ozdobą.

78 dni w futbolu to wieczność, może zmienić się wszystko, nie tylko nastroje. Po gigantycznym w rozmiarach zwycięstwie na Bernabeu 4:0 wydawało się, że Królewscy nie podniosą się już z marazmu, w jaki wpadli także tą porażką. Z kolei w Katalonii zapanowały euforyczne nastroje, świat stanął otworem, trenera Hansiego Flicka ogłoszono piłkarskim błogosławionym, który nadał Barcelonie nowy wymiar. Nie brakowało i takich, którzy ogłosili, że walka o mistrzostwo Hiszpanii jest rozstrzygnięta, a tytuł przechodzi w ręce Roberta Lewandowskiego i jego kolegów. Po dwóch miesiącach i 17 dniach widzimy w LaLiga sytuację, której prawdopodobnie nikt o zdrowych zmysłach by się nie spodziewał. Nie Barcelona prowadzi w tabeli, jak miało to miejsce w tamtym czasie, a Real. Nie Barcelona jest druga, jak wtedy był Real, a stołeczne Atletico, co pokazuje zjazd Blaugrany. Odwińmy taśmę. W tamtym spotkaniu Królewscy ponieśli pierwszą porażkę w sezonie, a że po drodze zdarzyły im się trzy niespodziewane remisy, prowadzili z przewagą sześciu punktów. Biorąc pod uwagę styl, jaki zaprezentowali wówczas goście, trend wydawał się nie do odwrócenia. Real na dodatek przegrał także w Lidze Mistrzów z Milanem, nie było najmniejszych symptomów, które zwiastowałyby odwrót. Jeśli ktokolwiek w to wierzył, to chyba tylko zachowujący nieopisany spokój i trzeźwość umysłu trener Carlo Ancelotti, którego nie zbijała z tropu nawet fatalna postawa Kyliana Mbappe, który miast zbawcą stał się balastem dla zespołu. I wtedy nagle rozpoczął się zjazd Barcelony, choć w takim samym stopniu rezon odzyskali Królewscy. Obecnie klub wiedziony na boisku przez Lewandowskiego ma pięć punktów straty do Realu, oznacza to, że w nieco ponad dwa miesiące amplituda formy wynosi aż 11 punktów. Ligowy bilans Barcy od tego czasu to 2-2-4, a Realu 6-1-1. Jedyny front, na którym Barcelona nie wpadła w kryzys, to Liga Mistrzów, bo tu poza wpadką na inaugurację z Monaco ma same wygrane na koncie, a Real wciąż musi drżeć (trzy zwycięstwa i trzy przegrane), czy przez fazę play off dostanie się do czołowej 16 rozgrywek i powalczy o obronę prymatu w Europie. Znając jednak spokój Ancelottiego, jego plan i to, że ekipa z Madrytu nadaje już na właściwych falach, można być spokojnym. To tylko podsyca emocje i przewidywania na niedzielny finał Superpucharu.

Wróćmy jednak do Barcy; te 78 dni temu nikt nie przypuszczałby, że o kolejnym starciu z Realem będziemy mówić nie w kategorii boju jednego Polaka z największym obecnie klubem świata, a rywalizacji dwóch naszych rodaków, bo nie ma wątpliwości, że nasz bramkarz utrzyma pozycję także na finałowe spotkanie o Superpuchar. Powrót Wojciecha Szczęsnego z emerytury, przyjęcie zaskakującej oferty z Barcelony, a teraz okoliczności wejścia do bramki są wręcz nieprawdopodobne, bo przecież gdyby nie spóźnienie w półfinałowym spotkaniu przeciwko Athletic Bilbao broniłby pewnie Inaki Pena.

Dla Realu taki finał to żadna nowość. Jak przytaczają statystycy, w ciągu nieco ponad trzy lata Królewscy doświadczą gry o trofeum po raz 11., biorąc po uwagę wszystkie krajowe i zagraniczne rozgrywki. Truizmem jest przekonywać, że to cecha charakterystyczna Realu, że potrafi w finały jak mało kto, po prostu teza ta znajduje potwierdzenie niemal na każdym kroku. Wyliczenia wszystkich sukcesów madrytczyków nie mają końca, warto tu dodać, że ze wszystkich możliwych w czasie trzy niespełna czterech lat Real nie zagrał tylko w jednym finale Ligi Mistrzów i dwóch finałach Pucharu Króla. Co ciekawe, w tych 11 finałach zanotował dziesięć wygranych. Nie ma więc wątpliwości, że i w niedzielę drużyna Ancelottiego jest faworytem. Bukmacherzy Fortuny szacują szanse w tym meczu według następującego porządku: 2,35 – 3,95 – 2,72.

Jak wygląda sytuacja kadrowa obu drużyn? W Realu wciąż brakować będzie chorego Luki Modricia, który opuścił już półfinałowe spotkanie. W starciu tym nie obyło się bez strat ludzkich ze strony Królewskich, przykrych zdarzeń doświadczyli Aurelien Tchouameni, Federico Valverde i Jude Bellingham, który był bohaterem rywalizacji z Majorką i zaraz po gwizdku zdobył pierwszego gola. Według doniesień medycznych cała trójka ma być dostępna, co oznacza, że jedenastka nie powinna się zmienić. Oczywiście wyłączeni są poważnie kontuzjowani Eder Militao i Dani Carvajal, David Alaba trenuje z drużyną, bywa w składzie, ale to jeszcze nie moment, byśmy mogli zobaczyć go na boisku.

W Barcelonie, jak już pisaliśmy wyżej, spodziewamy się w bramce Szczęsnego. Na szczęście dla Katalończyków decyzje gremiów dyscyplinarnych są korzystne, toteż Dani Olmo i Pau Victor są wciąż zgłoszeni do gry i pomogą drużynie Flicka. Kontuzja, co oczywiste, eliminuje Marca-Andre ter Stegena, niedostępni są również Marc Bernal i Andreas Christensen. Nie wiadomo, co z Ronaldem Araujo, który wprawdzie jest w Arabii Saudyjskiej, ale może zostać sprzedany do Juventusu. W kolejnym meczu zobaczymy Lamine Yamala, który wrócił po kontuzji kostki, skład na wielki bój powinien być ten sam co na Athletic.

Mój typ: 3:2. Kolejne trofeum dla Królewskich.

Przypuszczalny skład Realu: Courtois - Vazquez, Tchouameni, Rudiger, Mendy - Valverde, Camavinga - Rodrygo, Bellingham, Vinicius – Mbappe.

Przypuszczalny skład Barcelony: Szczęsny - Kounde, Cubarsi, Martinez, Balde - Casado, Pedri - Yamal, Gavi, Raphinha - Lewandowski.

Trwa wysyłanie kuponu...