Mediolan ożywa, Mediolan czeka finał
Czy to odrodzenie włoskiej piłki klubowej, czy tylko nic nie znaczące jeszcze symptomy? Finał Ligi Mistrzów dla którejś z mediolańskich drużyn jest dużym krokiem do przodu, podobnie jak miejsce innych włoskich ekip w pozostałych pucharach na poziomie półfinałów. Faworyta w derbach Milan – Inter brak.
Stolica Lombardii znów przeżywać będzie dziś chwile, do których przez lata przyzwyczaiła swoich kibiców. Siedem triumfów Milanu, co w klasyfikacji wszech czasów plasuje go zaraz za plecami Realu, czy trzy zwycięstwa Interu są wystarczającą rekomendacją, że mamy do czynienia z wielkimi klubami. Jednak czas oczekiwania na ich powrót do czołówki wydawał się wiecznością. W tym czasie w sukcesach pławił się Juventus, na szczyt weszło ostatnio Napoli, nawet Atalanta Bergamo miała swoje pięć minut w kilku zeszłych edycjach Champions League. Symbolika dzisiejszej rywalizacji i czekającego nas za tydzień rewanżu jest jednak olbrzymia. Wracamy do chwil dokładnie sprzed dwóch dekad, kiedy Milan i Inter stoczyli podobny bój o finał. Dwa remisy (1:1 i 0:0), jakie wówczas odnotowano, dały przepustkę do gry o trofeum Milanowi. I choć wówczas gole na wyjeździe w przypadku remisu liczyły się podwójnie, było to szalenie niesprawiedliwe, zważywszy że tak jak dziś oba starcia rozegrane zostaną na tym samym stadionie, a piłkarze będą rozbierać się w tej samej szatni.
Mediolan to piłkarskie miasto i nie ma co do tego wątpliwości. 11 finałów Milanu, pięć Interu i w sumie dziesięć ich triumfów dają temu miastu niebywały przywilej stolicy europejskiej piłki zaraz po Madrycie. Dodajmy przy okazji, że u siebie w kraju oba kluby mają równiutko po 19 trofeów za mistrzostwo. Jednak dzisiejszy Milan i Inter to zupełnie dwa inne kluby. Skończyła się bezpowrotnie era Silvio Berlusconiego czy Massimo Moratti, wszedł do obu klubów kapitał zagraniczny, taki sam pozostał jedynie głód kibiców obu drużyn, by znów znaleźć się na szczycie.
Przejdźmy więc do spraw piłkarskich. W tym sezonie rywalizacja obu zespołów nie ogranicza się jedynie do tych dwóch batalii ligomistrzowych. Były między nimi już dwa starcia ligowe, w których najpierw Milan wygrał 3:2, a w rewanżu górą był Inter 1:0. Była rywalizacja w Superpucharze Włoch na początku roku, gdzie podopieczni Simone Inzaghiego rozbili Rossonerich w pył (3:0). Będzie wreszcie fascynujący finisz Serie A, bo oba zespoły sąsiadują ze sobą w tabeli na miejscach 4-5 z różnicą dwóch punktów na korzyść Interu, a stawką jest przecież start w Lidze Mistrzów w kolejnym sezonie przy założeniu, że Puchar Europy zagranie ktoś z pary Real Madryt – Manchester City.
Rafael Leao – jego nazwisko odmieniane jest we Włoszech od kilku dni przez wszystkie przypadki. Chodzi o to, że według wielu – choćby byłego napastnika obu klubów Christiana Vieriego – bez Portugalczyka Milan traci nawet połowę swojej wartości. Jest to oczywiście uproszczenie, ale Leao z golem i pięcioma asystami jest kluczowym graczem, bez którego Milanu na pewno nie byłoby w półfinale. Inter aż tak zależny od jednego gracza nie jest. Trener Inzaghi ma dużo szerszą i wartościowszą ławkę rezerwowych, ma nawet ten luksus, że w pierwszej linii wybiera między Edinem Dżeko a Romelu Lukaku, a w linii środkowej musi kogoś ze świetnych graczy Marcelo Brozović – Hakan Calhanoglu sadzać na ławce. Kłopot zdrowotny Leao rozstrzygnie się tuż przed meczem.
Porównując obie ekipy wyjdziemy z tego jeszcze bardziej zdezorientowani. Trudno bowiem wyobrazić sobie, jak Interowi, który ma szeroki i naprawdę mocny skład, „udało” się przegrać aż 11 meczów ligowych w sezonie, podczas gdy lokalny rywal ma na koncie zaledwie siedem porażek. Mało kto jest również odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego wpisane w DNA atuty obu klubów zamieniają się na cechy wiodące rywala. Przecież nawet dziecko wie, że istotą gry Interu jest obrona. A to właśnie Milan w piękny zorganizowany defensywnie sposób przeszedł przez dwie rundy pucharowe Ligi Mistrzów tracąc w czterech spotkaniach tylko jednego gola. W 1/8 finału z Tottenhamem padła tylko jedna bramka (1:0, 0:0), w ćwierćfinale z Napoli Milan najpierw wygrał 1:0, by zremisować w rewanżu 1:1. Inter w tym czasie rozszalał się strzelając Benfice Lizbona aż pięć goli w dwumeczu.
„Największy mecz od 20 lat” – piszą włoskie media, a nawet w całej Europie podnosząc słusznie temperaturę tego wydarzenia. I nikogo nawet nie martwi, że w drugim półfinale tegorocznej Ligi Mistrzów spotykają się zespoły z drugiego szerego. Pamiętajmy, że derby Mediolanu zawsze miały nadzwyczajny charakter. To wojna o prymat, ale i o finał, w którym żadna włoska drużyna nie grała od sześciu lat. Idąc dalej to szansa, że trofeum, które kiedyś wydawało się być włoską specjalnością, zostanie podniesione po raz pierwszy od czasów Interu Jose Mourinho w 2010 roku.
Oba zespoły zagrały ze sobą aż 235 razy. 87 zwycięstw ma na koncie Inter, 79 - Milan, 69 razy padał remis. Dziś też brak zwycięzcy to najbardziej prawdopodobny rezultat. Ingzaghi stwierdził na wtorkowej konferencji prasowej, że nie pierwszy mecz, a dopiero drugie starcie przyniesie rozstrzygnięcie. Ma rację. Dziś w imię awansu i prymatu w mieście obie drużyny tak się zabezpieczą, że może nie paść nawet jedna bramka. Mój typ: 0:0.
Przypuszczalny skład Milanu: Maignan – Calabria, Kjaer, Tomori, Hernandez – Tonali, Krunić – Diaz, Bennacer, Saelemaekers – Giroud.
Przypuszczalny skład Interu: Onana – Darmian, Acerbi, Bastoni – Dumfries, Barella, Brozović, Mkhitarian, Dimarco – Dżeko, Martinez.