FORTUNA

Android aplikacja

Liverpool - Tottenham. Finisz straconych szans

W społeczności Liverpoolu zapewne zapanowała już zgoda na to, że sezon jest stracony, nie będzie nawet wicemistrzostwa Anglii. Świadczą o tym m.in. publikacje, które nie zapowiadają świetnie zapowiadającego się meczu z Tottenhamem, ale opowieści o tym, jakim szkoleniowcem będzie Holender Arne Slot.

Przywitanie nowego holenderskiego szkoleniowca to też, niestety, pożegnanie Jurgena Kloppa. Niemiec przez dziewięć lat zarządzał projektem The Reds, przeżył w nim wspaniałe chwile, które ukoronowane zostały mistrzostwem Anglii, wygraniem Ligi Mistrzów, Superpucharu Europy, klubowego mistrzostwa świata, Pucharu Anglii, Pucharu Ligi Angielskiej i Tarczy Wspólnoty. Nie ma więc trofeum, po które Liverpoolowi nie udałoby się sięgnąć w tym czasie, a mimo to końcówkę tej pięknej epoki zakłóca nieco przegrana na finiszu batalia o tegoroczne mistrzostwo z Arsenalem i Manchesterem City oraz nieporozumienia, które zaczęły trawić zespół, a czego esencją była sprzeczka na oczach kamer z Mohamedem Salahem. Nie wnikając w jej powody wydarzenie to ukazuje, że nawet w najlepszych rodzinach zdarzają się chwile głębokich nieporozumień. Z pewnością wynika to z frustracji podyktowanej wynikami, przyczyn słabszego czasu Klopp z kolei dopatruje się w fatalnym, podyktowanym przez telewizję kalendarzu rozgrywek. Nazywa sprawę wprost: to kryminał!

Nawet nie chodzi o to, że dochodząc do kluczowych faz europejskich rozgrywek, trzeba grać co trzy dni. Pretensje dotyczą przede wszystkim pór starć ligowych, zespół Kloppa bardzo często grał bowiem w soboty o godz. 12.30, co jest porą wybitnie niepiłkarską (aż 37 razy przez sześć lat). Można jednak uznać, że menedżer The Reds poszukuje w ten sposób usprawiedliwień dla słabej, żeby nie powiedzieć fatalnej postawy jego zespołu w ostatnich dniach/tygodniach. Fatalna seria rozpoczęła się na początku kwietnia, od porażki u siebie z Atalantą Bergamo w ćwierćfinale Ligi Europy. To nie było aż tak druzgocące, choć odpadnięcie z LE stało się później faktem. Znacznie dotkliwsze były straty punktów Premier League poprzez porażki z Crystal Palace i Evertonem oraz remis z West Hamem. Osiem straconych punktów to właśnie dystans, jaki w tej chwili dzieli The Reds od prowadzącego Arsenalu przy jednym rozegranym spotkaniu mniej. Gdyby nie ten fatalny czas, liverpoolczycy byliby liderem z bardzo wielkimi szansami na zwycięstwo.

Podopiecznym Kloppa oprócz dzisiejszego starcia z Tottenhamem pozostały rywalizacje z Aston Villą i Wolverhampton. Manchester City, który ma w tej chwili największe szanse na wygranie mistrzostwa Anglii, zmierzy się z Fulham, Spurs i West Ham, Arsenal z kolei będzie się konfrontować z Manchesterem United i Evertonem. Przed tygodniem z Tottenhamem walczył Arsenal i wygrał 3:2. Dziś Liverpoolowi, wobec wyraźnego spadku morale, nie będzie już tak łatwo.

Jak to wcześniej bywało. Na 158 meczów, jakie rozegrały obie drużyny, 79 wygrał Liverpool, zanotowano 38 remisów, 41 razy wygrywali Spurs. Także to ostatnie ich starcie na jesieni, kiedy w Londynie było 2:1 dla gospodarzy po golach Sona i samobóju Joela Matipa i trafieniu Codego Gakpo dla The Reds.

Liverpool kadrowo. W tym sezonie, który zbliża się niechybnie do końca, nie zobaczymy już Matipa, Bena a, Bobby’ego Clarka i Thiago Alcantarę. Pod znakiem zapytania stoi występ kapitana Virgila van Dijka. Do dyspozycji Kloppa powinni być Conor Bradley i Diogo Jota. Nie wiadomo, czy sprzeczka trenera z Salahem wpłynie na jego miejsce w jedenastce, ale raczej powinien wyjść dziś na Anfield.

Tottenham kadrowo. Już do końca sezonu nie zagrają kontuzjowani Timo Werner i Ben Davies i to jest wiadomość z ostatnich dni. Wcześniej walkę z urazami zaczęli Ryan Sessegnon, Manor Solomon, Destiny Udogie i Fraser Forster. Pozostali zawodnicy są do dyspozycji trenera Ange Postecoglu.

Mój typ: 1:1.

Trwa wysyłanie kuponu...