FORTUNA

Android aplikacja

Jagiellonia – Ajax. Ten pierwszy polski raz?

Z perspektywy Holendrów Ajax od fazy grupowej Ligi Europy dzielą tylko dwa mecze z niezbyt wymagającym zespołem z Polski. Jeśli dodamy, że klub z Amsterdamu nigdy nie odpadł w rywalizacji z drużynami z naszego kraju, myślenie to jest całkiem zasadne. 

Rzeczywistość może jednak okazać się dużo bardziej zaskakująca, bo Jagiellonia też wie, że Holendrzy przezywają niemały kryzys.

Nie chodzi o ten sezon, chodzi o ostatnie lata, które stanęły na przeciwnym biegunie wobec wspaniałej postawy Ajaksu na europejskich arenach w sezonie 2018/2019, gdzie cudowny sen po wyeliminowaniu Realu Madryt oraz Juventusu przerwał w półfinale Tottenham. To był cudowny czas pod wodzą trenera Erika ten Haga, ale oczywiście możemy sięgnąć dalej, aż do lat 1995-1996 i dwóch finałów najważniejszych klubowych rozgrywek, z których jeden zakończył się imponującym dla wszystkich triumfem. Imponującym, bo była to drużyna oparta o młodych graczy, najczęściej wychowanków, którzy szli jak po swoje, a później zarabiali swoje w skutek wielkich, gigantycznych wręcz transferów. Większa ich część odbyła się na linii Amsterdam – Barcelona, a patronem tych biznesowo-sportowych przedsięwzięć był oczywiście legendarny Johan Cruyff.

O Ajaksie można by napisać księgę z cyklu „Kluby, które wywarły największy wpływ na europejską piłkę”. Dziś Ajax nie zatracił swojej tożsamości, ale przez dwa ostatnie sezony nie potrafił sięgnąć po mistrzostwo Holandii, a ten miniony był wyjątkowo dotkliwy ze względu na 5. miejsce na finiszu rozgrywek i perypetie, które w ich trakcie zrzuciły klub z Amsterdamu na dno ligowej tabeli. I obecny sezon nie zaczął się najlepiej dla 36-krotnego mistrza Holandii, bo od nikłego zwycięstwa na Heerenveen 1:0 i porażki z Bredą 1:2. Można to jednak zrzucić na trud rywalizacji w kwalifikacjach do Ligi Europy, Ajax zaczął od drugiej rundy, najpierw wyeliminował Vojvodinę Novy Sad, a później (po nieprawdopodobnych 17 rundach rzutów karnych) Panathinaikos Ateny. I jest to wyczyn godny podkreślenia nie z powodów stricte piłkarskich, ale fizycznych, bo w trzy tygodnie amsterdamczycy musieli rozegrać aż sześć meczów.

Końska dawka, prawda? Co ma więc powiedzieć Jagiellonia, która ma w podobnym czasie aż osiem bojów o stawkę i gdyby nie przełożony mecz z Motorem Lubin, a wcześniej odwołane starcie o Superpuchar z Wisłą Kraków, nie miałaby jak zmieścić się w kalendarzu ze wszystkimi obowiązkami.

Koniec sierpnia to moment, kiedy czołowe europejskie kluby nie tylko myślą o tym, czy zbudowały właściwą formę na obciążające rozgrywki, ale jeszcze buszują na rynku transferowym. Mowa o czołowych europejskich zespołach, więc nie dotyczy to Jagiellonii, ale już Ajaksu jak najbardziej. Do Białegostoku przyleciał pozyskany chwilę wcześniej 30-letni obrońca Daniele Rugani. Doświadczony Włoch nie wyjdzie oczywiście w pierwszym składzie, ale jeśli będzie trzeba, pojawi się na boisku na kilka minut. Kierunek włoski nie powinien nikogo dziwić, w końcu nowy, 35-letni trener Francesco Farioli też jest z tego kraju i siłą rzeczy będzie spoglądał na ten kierunek. Dla formalności dodajmy, że tego lata pozyskano również z Villarreal Bertranda Traore. Nie są to więc transfery rzucające na kolana, dalsze ruchy zdeterminuje to, czy Ajax upora się z Jagiellonią, czy jednak przyjdzie mu zadowolić się jedynie Ligą Konferencji, a to przecież dużo mniejsze benefity.

Generalnie Ajax nie szalał na rynku, a jego kadra jest – mówiąc eufemistycznie – mocno anonimowa. Wyłączając Bryana Brobbeya, Stevena Bergwijna czy młodziutkiego (18 lat) Jorrela Hato, mamy do czynienia z zawodnikami, którym trudno było radzić sobie w poprzednim sezonie na poziomie Holandii. Jeśli wspomnimy o absencjach, a te są naprawdę długie i oby dotkliwe, chodzi m.in. o Ahmetcana Kaplana, Kristiana Hlynssona i Kiana Fitz-Jima, być może otwiera się przed Jagiellonią całkiem duża szansa na sprawienie niespodzianki. Może nawet sensacji, biorąc pod uwagę, że jeszcze żaden polski zespół, a były trzy takie potyczki, nie wyeliminował amsterdamczyków z pucharów. Przypomnijmy, że w sezonie 1969/1970 próbował Ruch Chorzów, ale skończyło się 0:7 i 1:2, i w ostatniej dekadzie dwukrotnie Legia Warszawa. W obu przypadkach w 1/16 finału Ligi Europy. Najpierw było 0:1 i 0:3, starcie sprzed siedmiu lat pozostawiło pewien niedosyt, bo po remisie 0:0 przy Łazienkowskiej w rewanżu Holendrzy wygrali skromnie 1:0.

Trener Ajaksu spodziewa się w Białymstoku tak samo trudnej przeprawy jak z Panathinaikosem, zwłaszcza na poziomie agresji w grze. Oby, bo to zagwarantuje nam emocje do końca. Gwarantem jest też trener mistrzów Polski Adrian Siemieniec, który nie zwykł chować się za podwójna gardą. Szkoleniowiec rywali podkreśla siłę ataku białostoczan i podobieństwo ich napastników do Brobbeya, który jest największą gwiazdą holenderskiej ekipy.

Jagiellonia musi przede wszystkim przełamać naturalnie budującą się obawę przed rywalem pochodzącym z kraju mocno „cywilizowanego” piłkarsko. Wprawdzie ekipa z Podlasia grała w swojej historii z kilkoma mocnymi rywalami – m.in. Arisem Saloniki, Rio Ave czy Gent, to tak wymagającej przeszkody jeszcze nie widziała. Oby gospodarze nie struchleli, a wyszli jak mocarze, którzy gotowi są bić się o własną piłkarską rację.

Mój typ: Nie jest to może poparta obiektywnymi faktami prognoza, ale zwyczajne patriotyczno-kibicowskie „chciejstwo”, by mistrz Polski uporał się z tak silnym zespołem. Oby padł wynik, który pozostawi Jagiellonii otwarte drzwi przed rewanżem. Jeśli tak się stanie, przyszły tydzień może być jednym z najciekawszych w polskim futbolu na arenie międzynarodowej w ostatnich latach.

Przypuszczalny skład Jagiellonii: Abramowicz – Sacek, Skrzpczak, Dieguez, Moutinho – Churlinov, Nene, Romanczuk, Hansen – Imaz – Pululu.

Przypuszczalny skład Ajaksu: Pasveer - Rensch, Sutalo, Baas, Hato - Taylor, Henderson, van den Boomen - Berghuis, Akpom, Forbs.

Trwa wysyłanie kuponu...