FORTUNA

Android aplikacja

Chelsea - Liverpool. Niebiescy na Czerwonych, chaos na stabilizację

Czy Puchar Ligi Angielskiej, funkcjonujący na Wyspach jako Carabao Cup, ma wielką wartość, czy jest jedynie uzupełnieniem dla potwierdzenia krajowego prymatu? Wszystko zależy od punktu widzenia i aspiracji klubów walczących o to trofeum. Podobnie jest w przypadku niedzielnych finalistów na Wembley – Chelsea i Liverpoolu.

Z punktu widzenia londyńczyków, którzy od trzech lat, a więc ostatniego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, mają deficyt nagród, to wielkie wyzwanie. Nie kwalifikują się przecież nawet do krajowej czołówki, więc mają mikre szanse na Champions League w przyszłym sezonie, w obecnych rozgrywkach europejskie puchary ominęły ich zupełnie. Zostali wprawdzie w FA Cup, a więc Pucharze Anglii, jednak rozgrywki te nie osiągnęły nawet fazy ćwierćfinałowej, więc wszystko może się w nich zdarzyć. Liverpoolczycy z kolei chcą odebrać prymat Manchesterowi City, są liderem, w Lidze Europy idą zgodnie z planem, więc z ich perspektywy finał Pucharu Ligi Angielskiej nie jest aż tak wielkim wydarzeniem, tym bardziej jeśli spojrzymy na ich niezwykłą historię ostatnich lat. Największym determinantem, by trofeum to zdobyć, wydaje się być pożegnanie Jurgena Kloppa, które nastąpi po sezonie, z perspektywy samych piłkarzy im więcej będzie sukcesów podczas kończącej sezon fety, tym lepiej dla zakończenia tej długiej i owocnej współpracy.

Pewnie przed laty na finał Chelsea – Liverpool ostrzylibyśmy sobie zęby jak na wydarzenie najwyższych lotów, dziś renoma The Blues rozpierzchła się gdzieś wraz z kolejnymi niepowodzeniami i przepalaną w kominku kasą za galaktyczne wręcz transfery, które w większości niewiele wniosły do życia klubu ze Stamford Bridge. Na Anfield gospodarowano pod tym względem dużo rozsądniej, nawet jeśli przyszedł w zeszłych rozgrywkach kryzys, który wyrzucił zespół z czołowej czwórki ligi. Stabilizacja to jednak przywilej, który towarzyszy Liverpoolowi od lat, dość powiedzieć, że odkąd Klopp rozpoczął tu pracę w październiku 2015 roku, w Chelsea dziewięć razy zmieniał się trener, tylko dwóch z nich – Antonio Conte i Thomas Tuchel wyszli poza granicę stu meczów, w których prowadzili zespół. O tabunach mniej lub bardziej potrzebnych piłkarzy nie wspominając. Kwoty za nich wypłacone przeszły z setek milionów w miliardy funtów.

Liverpool to najbardziej utytułowana drużyna Pucharu Ligi Angielskiej, zwyciężała w tych rozgrywkach aż dziewięć razy, ostatni raz przed dwoma laty. Chelsea ma pięć wygranych i aż cztery przegrane finały. Jest jednak coś, co mocno determinuje prognozę tego spotkania – Chelsea nie pokonała The Reds od ośmiu spotkań.

Największy znak zapytania tego meczu dotyczy zdrowia Mohameda Salaha. Jeśli Egipcjanin, który wrócił z Pucharu Narodów Afryki z kontuzją, pozbiera się na finał, będzie z pewnością jednym z jego bohaterów. Media gorączkowo zapowiadają niedzielne wydarzenie wskazując również na Alexisa Mac Allistera, mistrza świata z Argentyną, który ma szansę na pierwsze i ostatnie trofeum z Kloppa. Po drugiej stronie na najbardziej wyrazistą postać wyrasta Ben Chilwell, jeden z zaledwie trzech graczy The Blues, którzy pamiętają zwycięstwo w Lidze Mistrzów przed trzema laty.

Jak to wcześniej bywało. Chelsea nie wygrała żadnego z ośmiu ostatnich meczów z Liverpoolem, ale zremisowała pięć ostatnich starć u siebie. Cztery z ostatnich sześciu meczów między tymi zespołami zakończyły się bez goli po 90 minutach. Liverpool odniósł pięć zwycięstw w ostatnich sześciu meczach we wszystkich rozgrywkach i strzelił 21 goli w ostatnich sześciu meczach.

Chelsea kadrowo. Dla podopiecznych trenera Mauricio Pochettino przełom stycznia i lutego nie był zbyt udany. Po dwóch porażkach wyszło jednak słońce, dwa zwycięstwa i remis z Manchesterem City to wyniki dające nadzieję na poprawę sytuacji w tabeli (na razie londyńczycy są na 10. miejscu), ale i poprawę nastrojów przed meczem, w którym nie są faworytem. Wciąż niedostępny jest bramkarz Rober Sanchez pauzujący od ponad dwóch miesięcy, do tego trzech innych nieobecnych z pola - Carney Chukwuemeka, Lesley Ugochukwu i Romeo Lavia. Nie wiadomo, co z 39-letnim Thiago Silvą, który pauzował już w ostatnim starciu z The Citizens. Najprawdopodobniej nie będzie nawet jednej zmiany w składzie.

Liverpool kadrowo. Poza prestiżowym meczem z Arsenalem (1:3) podopieczni Kloppa są w 2024 roku niepokonani. Wciąż jednak muszą radzić sobie z całym z zastępem kontuzjowanych graczy. Alisson Becker (nie ma go od trzech meczów), Trent Alexander-Arnold, Stefan Bajcetić, Joel Matip, Diogo Jota, Thiago Alcantara, Curtis Jones, Ben Doak – tych ludzi na pewno nie zobaczymy. Cała uwaga skupiona jest jednak na Salahu, który może, ale nie musi być już w pełni sił. Podobnie sprawy mają się z Darwinem Nunezem i Dominikiem Szoboszlai. Jeśli cała trójka nie wróci do pełni sił, zmiany personalne nastąpią tylko w obronie – Ibrahima Konate i Andrew Robertson za Jarella Quansaha i Joe Gomeza.

Prognoza: Mimo wielu absencji w drużynie Kloppa pozostaje ona niezwykle jakościowym zespołem. Zdaniem bukmacherów Fortuny The Reds są faworytem, kursy na to spotkanie wyglądają następująco: 2,13 – 3,70 – 3,20. Więc należy widzieć Liverpool jako wygranego już po 90 minutach.

Mój typ: 1:3.

Przypuszczalny skład Chelsea: Petrović - Gusto, Disasi, Colwill, Chilwell - Caicedo, Fernandez - Palmer, Gallagher, Sterling – Jackson.

Przypuszczalny skład Liverpoolu: Kelleher - Bradley, Konate, Van Dijk, Robertson - Gravenberch, Endo, Mac Allister - Elliott, Gakpo, Diaz.

Trwa wysyłanie kuponu...